Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan na czterech chłopach.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go wyprawiono z poleceniami do Włodawy, lecz służba wolność traci.
Sprawa powierzona Anusi daleko była łatwiejsza, niż ona sama sądziła, podskarbiance chciało się wyjść w świat, podróżować, być swobodną, uśmiechało się jej życie, a mogłaż je świetniej rozpocząć, niż u boku pięknego księcia, po książęcemu wychowanego, miłego i znanego jej od dzieciństwa kuzynka?
Domyślała się już pewnie wprzódy tych układów familijnych, będąc domyślną we wszystkiem, i gdy jej nazajutrz pomału zaczęła napomykać coś Anusia, zamknęła jej usta uściskiem.
Pani Żuchowska odjechała, i wszystko po dawnemu szło znowu.
Lecz pobyt w Wołczynie choć krótki, nie był bez następstw, których podstolanka nie przeczuwała.
Do rezydencji Czartoryskich naówczas, jakby pielgrzymi z całego kraju, ciągnęli z różnych stron szlachta, panowie, klienci domu, lub ci, co nimi być pragnęli. Nie było dnia bez gości, bez narad, bez pokłonów i traktowania o sprawach różnych. W czasie pobytu podstolanki nadjechał do Wołczyna jeden z Sosnowskich, rodziny, która się właśnie wybijała ze szlachectwa w górniejsze strefy.
Owego młodego Sosnowskiego oczy zwróciła na siebie panna Anna, nietyle pięknością może, co nazwiskiem i stosunkami do księżęcego domu. Nie bacząc więc na to, iż posag się po pannie wielki nie obiecywał, osnuł sobie projekt starania się o rękę Anusi.