Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan i szewc.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spoglądała na niego zamyślona, jakby dumała co z nim zrobi; ale to nigdy nie trwało długo, i chłopak walał się w przedpokoju po dawnemu.
Szczęściem czy nieszczęściem, początki, jakie mu dano, zaszczepiły w nim dumę, wysokie o sobie pojęcie i pragnienie wybicia się z tłumu. Miał wiele wolnego czasu, począł uczyć się czytać i pisać, a raz dorwawszy xiążek, na których czele stał Idzi Blas i Rinaldo, przewrócił sobie głowę do ostatka. Przypominając sobie dziecinne swe tryumfy, uściski możnych, ich dary, oklaski, pochwały; dziś upadły i zapomniany, postanowił czémś się koniecznie odznaczyć, dójść do czegoś. Starościna zajęta sobą, już o sierocie niewiele myślała, a w jéj przekonaniu, dając mu odzież, jadło i dostatek, obchodząc się z nim łagodnie, już była od wszelkich innych obowiązków dla niego swobodną. O nauce, o zapewnieniu mu losu nie myślała; ale on myślał za nią i za wszystkich o sobie. W piętnastym roku życia był to już prawie człowiek, dla którego świat nie miał tajemnic, bo sąż tajemnice dla wychowanych w przedpokoju zepsucia? Gorące żądze młodości zużył przedwcześnie; starość chłodną ręką już mu ścisnęła serce, gdy jeszcze puszek ledwie zarastał na twarzy. Kosztem serca i uczucia paliła się głowa.
Jako środki do dumnych swych celów, miał twarz piękną wcale, bystrość umysłu rzadką, śmiałość niepokonaną i gorącą żądzę zostania człowiekiem. Janek bowiem Panów tylko nazywał ludźmi. Los jego i pochodzenie zamiast go ochładzać, rozgrzewały go jeszcze; wiedział, że był siérotą, ale nie znając swéj matki, ani ojca, bo go inaczéj jak Jankiem nie nazywano, nadawał sobie pochodzenie wielkie (mając do wyboru jakie chciał), marzył o przyszłości bajecznéj, o przyznaniu się do niego Xiążąt i t. p.