Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan i szewc.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

potém zazdrością podbudzony wrócił do piérwszych uczuć dla niéj, nareszcie w ostatku dał się jéj zawojować zupełnie. Dziwnym wypadkiem ta, która miała być przeszkodą do wzniesienia się dla Starosty, obiecywała stać się narzędziem wielce użyteczném. W owéj epoce w Warszawie, wszystko lub prawie wszystko robiło się przez kobiéty i pieniądze. Piękna twarzyczka jednała możnych przyjaciół, krzesła, ordery i honory; cóż gdy do bardzo pięknej twarzy przyłączył się dowcip cudnie rozwinięty, zalotność urocza i zawsze gotowa dla wszystkich, zimne serce, a gorąca główka? Starosta podziwiał się żonie i nie pojmował jakim sposobem, on teraz wychowaniem, tonem, obejściem, stał daleko niżéj od niéj; i gdzie ona grała piérwsze role, ten za gbura prawie uchodził? Tak było!
Stary Lutyński, który dożył téj zmiany i Elżusi rączki całował, unosząc się nad nią, był jedynym kłopotem Starosty. Odwiedziny jego przypominały mu jedną z najprzykrzejszych chwil w życiu i sprowadzały go do nizkiego stanu, z jakiego wziął żonę. Ale i tym mącącym pokój domowy ukazywanióm się ojca, Elżusia potrafiła zapobiedz, i tak starym władała, że się nie ukazywał w salonie, a ukazując niekiedy, przybiérał przyzwoitą postawę. Nareszcie Lutyński umarł; a z siostrą Teklą co się stało, Elżusia albo nie wiedziała, lub udawała, że nie wié: to pewna, że o niéj nie wspominała nigdy.
W chwili, gdy się nasza rozpoczyna powieść, Starościna władała już samowładnie mężem, który podstarzawszy stał się piérwszym poddanym pięknéj królowej, i resztę swéj niepodległości za rzadki umizg przedawał. Stérany, znużony Pan Jan Krzysztof, ostatnich życia roskoszy szukał na dnie opleśniałych butelek i w dymiących półmiskach, bawiąc się jak mamidełkiem; to nadzieją orderu, to obiet-