Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan i szewc.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

re, choć majster, dla przykładu codzień brał w ręce; szedł przysłuchiwać się żonie i wielbić jéj wymowę natchnioną. Ruszał naówczas ramionami i powtarzał:
— Mówi jak xiądz! a tak jéj to idzie jak chléb z masłem zjeść. Jać przecie toż samo myślę, a żeby mi przyszło powiedziéć, tobym się od piérwszego słowa poplątał. Już co kobiéta, to kobiéta!
I przysłuchiwał się i dziwił.
Gdy przyszedł czas oddawać do szkółki Marka, zgodzili się na to oboje, że mu nauki skąpić nie trzeba. Niech się uczy, mówiła pani Maciejowa, rzemiosło mu się przyda, ale i nauka przy niém nie zawadzi.
Jakoż oddano go do najbliższéj szkółki, ale nie puszczając samopas, Maciéj sam odprowadzał i przyprowadzał do domu swego wychowańca; a do zabawy, pani Maciejowa obawiając się uliczników, sama dobiérała towarzyszów.
Dziécię w ten sposób troskliwie pielęgnowane, dziwnie odpowiedziało oczekiwanióm rodziców. Jak twarzyczka jego piękna, tak dusza była anielska. Powtarzane nauki Maciejowéj tkwiły w dziecku silnie, rozwijały się nagradzając w dziesięcioro pracę podjętą; a majster i majstrowa tak się czuli szczęśliwi ze swego dobrego uczynku, że jednéj tylko rzeczy obawiali się, to żeby ich jaki traf, odkrycie, jaki wypadek niespodziewany, tego kradzionego, jak je nazywali, szczęścia, nie pozbawił.
— Uważasz Jejmość, rzekł jednego wieczora pan majster do żony, siadając na skrzyni przeciw niéj — i poglądając we drzwi (bo w pierwszéj izbie bawił się w piłkę Marek z rówieśnikami sąsiadami) — uważasz Jejmość, że to od tego czasu, jak my tę siérotkę wzięliśma do siebie, nie mówię, że nam jakoś na sercu lekko i ochoczo żyć, ale nawet dalipan nie wiém jak, choć wydatek większy, grosz