Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan i szewc.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w początku cóś trochę pieniędzy, ale to prędko wyszło; miała różne kosztowniejsze sprzęciki, to się posprzedawało. Już jak do téj nędzy przyszła, o któréj mówicie, tego ja nie widziałam; ale to się domyśléć łatwo. Chodziłam wówczas do Myślenic. Ot i po wszystkiém.
— Ale z których-że stron była, jak miarkujecie? spytała szewcowa.
— Któż ją wié? Zdaje się z mowy, że może od Krakowa. Ja z początku wzięłam ją za Podlasiankę, bo mi się wydało, jakbym ją kiedyś widziała wstępując po domach po drodze do Kodnia do N. Panny; ale widzi mi się, że taki od Krakowa, bo często co o tamtejszéj stronie bąknęła.
— Nikt-że do niéj nie przychodził?
— Żywéj duszy. Ale mnie w drogę czas, dodała Dorota zażywając tabaki, jaż taki dziś zaraz po mszy świętéj miałam ruszyć do Kalwarji, dokądem się ofiarowała za dusze zmarłe; a oteście mnie zatrzymali. Bądźcież państwo zdrowi i siérota także, a niech wam Bóg Chrystus Jezus błogosławi i najczystsza Matka Jego.
To mówiąc Dorota wychodzić chciała, gdy szewcowa podała jéj jałmużnę, wpuściła do torby bułkę i kawał séra, zapraszając, aby z powrótem od Kalwarji, zaszła ich odwiedzić.
Bóg-że wam zapłać; a komu w drogę, temu czas. — I wysunęła się żywym posuwistym krokiem w ulicę.
Trudno opisać, jak czułą i prawdziwie macierzyńską opiekę miała pani Maciejowa nad siérotą, która wkrótce po dziecinnemu, zapomniawszy matki, przyjęła ją za własną. Serce jéj otwarło się raz piérwszy nieznanemu uczuciu, gdy usłyszała słodkim dziecięcym głoskiem wyrzeczone te urocze wyrazy: Matko! Matuniu!
Przytuliła siérotę ze łzami, z wdzięcznością do bijące-