Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan i szewc.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

znużona i osłabła, zaprzysięgała się, że to była jéj ostatnia podróż, mówiła o spoczynku, wybiérała się do szpitala; ale zaledwie sił jéj trochę wróciło, ktoś jéj powiedział o cudownym obrazie, i Dorota znowu w drogę. Maciéj więcéj trafem niż przemysłem znalazł Dorotę pod kościołem i zaprowadził do siebie, usiłując wybadać o nieznajoméj kobiécie. On i żona, napoiwszy (czego nie odmówiła) i nakarmiwszy pielgrzymkę, zaczęli ją wypytywać na wszelkie sposoby.
— Już to prawda, odezwała się wreszcie zażywając tabaki Dorota, że byłam u niéj, ale żebym ja ją znać miała, nie powiém tego. Takie to było skryte, smutne, a harde! Mówię harde, bo choć z człowiekiem mówiła zdaje się od serca i poczciwie, a taki zawsze nie to co myślała. Co ja jéj napytałam o nią, o dzieci, zkąd ona, kto? co? jak? Bywało jak się już rozpłacze, to pocznie niby cóś, i jak utnie, ani już słowa nie dopytasz więcéj.
— Jakżeście uważali, co to mogła być za kobiéta?
— Któż to wié? Zdaje się nie prosta, taki zapewne ślachcianka. I musiała być piękna, bo i była jeszczcze niczego i nie stara wcale, ale to potém przynędzniało. Mówiła czysto, a trzymała się z waszecia. Pracować to jéj nie bardzo smakowało, chyba już z konieczności największéj, a dnie i noce wypłakiwała na czém świat stoi. Pójdzie bywało na cały Boży dzień w miasto, powróci, siądzie, przytuli dzieci do siebie, i płacze ta i płacze, że słowa nie dopytasz; a powtarza nad głową niebożątek: — sieroty wy — sieroty!
Raz się jakoś wygadała, że miała siostrę w Warszawie w dobrym bycie, ale dla czego do niéj udać się nie chciała, nie wiém; nie mogłam tego zrozumiéć. Mówiła często: poszłabym do niéj, gdyby była uboga jak ja! Miała