Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan i szewc.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jém żywiole, i z namiętnością prawdziwą zajmował się procesami. Wprawa dała mu biegłość w kruczkach niesłychaną, rzut oka trafny i renomę zawołanego jurysty, który tam, gdzie już inni rady dać nie mogli i sposobu nie wiedzieli, znalazł jeśli nie pewną wygrane, to nieochybne przeciągnienie procesu na wiekuiste czasy. — Skarbnik miał nietylko kawałek chléba ze swéj jurysterji, ale namiętność do swego powołania; tak, że gdy mu zabrakło roboty, podjąć się jéj był gotów za Bóg zapłać, byleby mu pozwolono poszperać w papierach. Rodził też procesa z zadziwiającą łatwością, i nieraz ze starych papierów odgrzebywał takie, których nikt już nietylko się spodziewać, ale przewidzieć nie mógł. Łatwa sprawa, jasna, czysta nie bawiła go wcale, i takich się nie podejmował; ale trzeba go widzieć było, gdy schylony nad zbutwiałą papierów pliką, szukał w niej śladów do prawa! oczy mu się iskrzyły, ręce drżały i usta uśmiechały łakomie. Z jakim też zapałem opowiadał szczególne casusa, jakie mu się w życiu trafiły!
Użyty do konferencji w sprawie, o spadek po Staroście Mylżyńskim, przez kollateralnych, napróżno mordował się, chcąc tu jakie zastosować prawo, jaki brak dokumentów zadać, lub wątpliwość ich podsunąć. Nic nie mogąc poradzić, zgryzł się stary: gdy kollateralni widząc, że nie dadzą rady P. Janowi Porębskiemu, już tylko przez złość ku niemu, jęli dowodzić, że niema prawa do spadku sam, dopókiby nie okazał, co się stało z jego bratem, powołanym równie do dziedziczenia po Starościnie. Był to wybieg tylko, spodziewali się zyskać na czasie, a domyślając się, że znikły brat Jana, nie musi być w położeniu bardzo szczęśliwém, wnosili, że się z nim za lada co ułożą. Poczęto więc publikować wzywając Marka Porębskiego, aby się stawił; ale Szewc o niczém nie wiedział. Pan Skarbnik Sli-