Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Walery.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
( 81 )

niebo, kiedy liście z drzew spadały, siadywał przy kominku.
Z przyjemnością błądził po lasach Pan Walery, a jak to prawie zawsze się zdarza, kiedy umysł niczém ważniejszém nie był zajęty, wpatrywał się dumając w czerwieniejące listki osiny, zżółkłą topolę lub brzozę i posępnie zieloną jodłę. Przyrodzenie albowiem mało tych zwykło zajmować, których życie jest nieprzerwaném pasmem zdarzeń, silnie na umysł działających i porywających z sobą wszystkie władze człowieka; ono tym tylko skarby swe i piękności odkrywa, którzy w nim szukają pociechy i oddać mu się mogą. Dusze do ziemi przykute najmniej ziemskich