Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Walery.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
( 167 )

czał. Przytłumione i niewyraźne nie! wyrwało mu się z ust, i sam jakby przelękniony głosem, głucho rozchodzącym się po pokojach, porwał się, oglądając na wszystkie strony, ze stołka, i znowu szybko chodzić zaczął po zarzuconej zdartym papierem podłodze. Wlepił oczy w pozostałe szczątki, podniósł kawałek, zgryzł go, zżuł i porzucił. W tej chwili nieznajomy młodzieniec, stanął znów przed nim z miną zadumaną, a Wagleer cofnął się parę kroków zmięszany i wybąknął niezrozumiale.
— Cięży ci to na sercu młodzieńcze? nieprawdaż? Nie zmuszałem cię do tego jednakże, rzecz już się odmienić nie może, pozostaje nam