Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Walery.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
( 164 )

niósł oczy, uśmiéchnął się z urąganiem i biorąc go za rękę poprowadził do stołu, pokazał papier jakiś leżący i rzekł patrząc bystro na niego: — A o témże zapomniałeś?
Pomięszanie, boleść, smutek, kolejno malować się zaczęły na twarzy młodego człowieka, a Wagleer zdawał się z jego przykrego położenia radować.
— No i cóż, rzekł stary, zdaje mi się, że mogę zapobiedz temu, czém mi grozisz, i że będziesz łaskaw przyjąć warunki, które podaję?
— Gdyby nie moja matka! przemówił nakoniec milczący i smutny nieznajomy, gdyby nie to, żeś mię własném mojém niebezpieczeństwem do tego przymusił — ale