Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Walery.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
( 148 )

witaniu, siadł z papierem jakimś w ręku, przy oknie. Koło kanapy stół ze wszystkiemi porządkami do herbaty był zastawiony, w kącie widać było strzelbę i torbę, na kantorku rozsypano świeżo kupiony tytuń; cały pokój obity był niebieskim w kwiaty papierem, a okna popisane czułemi wierszami.
Rozmowa mdlejąca wlecze się, (bo nie mogę mówić, że się prowadzi), między Panem Walerym, a jednym z wojskowych.
— Czy wieszże panie nowo-zaciągniony, że za tydzień wyruszamy z Warszawy? ach! jakże mi żal porzucić stolicę. Wtedy, gdym dopiero żyć zaczynał, kiedy tyle przyjemnych poznałem osób, i proro-