Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Walery.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
( 127 )

wny na przechodniów i drzwi domów.

Z nieznaném dotąd zajęciem, spoglądała Zosia, na ten świat tak różny od cichego folwarku, w którym była wychowana i od posępnego ustronia, dokąd ją wieziono, od tego klasztoru, który nieporuszony i jednostajny, jak wyspa na morzu[1] odbijająca morskie bałwany, nigdy nie widział wstępującej w swe progi, wesołej radości i zabaw niewinnych. O jakże rózném było to wszystko od tego, co dotąd widziała! ruch, czynność, nakoniec to wyobrażenie, iż w miecie wszyscy się

  1. Bywają jednak przypadki, że morze wyspy zalewa, ale to rzadko.