Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Major.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

woli tę władzę, martwieje i zrasta się z tym światem skamieniałości.
Kreślim obraz, nie wyciągamy wniosków, determinujemy stan, nie sądząc co z niego wyrosnąć może. Tak jest, a jest to wielce oryginalnem, dziwnem. Jeśli się kto chce zaznajomić z przeszłością, niech tu wnijdzie, ale zrzuci już domino XIX wieku na progu. Z fizyognomią wychowańca stolic współczesnych, nie przejdzie przez ulicę żeby go ulicznicy nie ścigali. Tu się nie godzi być dzisiejszym, coś wczorajszego tylko czyni znośnym człowieka, indywiduum jak z igły samo się siebie wstydzi... W sklepach niewiadomo czy co prócz starożytności znaleść można, ale za to cokolwiek przeżyło się i znikło gdzieindziej, odnajdzie się tu pewnie.
Handel, najruchawsza rzesz w świecie, tu ma jeszcze jakąś inną fizyognomią, kupiec siedzi i czyta, zapytany, zdaje ci się łaskę czynić jeśli odpowie, wszyscy się znają, wchodzący często dla gawędy więcej niż dla kupna przybywa, przysuwa stary stołek, stękają we dwóch. Zbiera się kupka... gospodarz sklepiku gościnny, czasem przyjmuje jak w domu, nie idzie mu o zysk, jak w przededniu tysiącznego roku, jutro się spodziewa seciny, a więc wszystko jedno. Spytasz o przedmiot nikt nie wie czy gdzie jest w sklepie, na składzie, na strychu, pod pyłem, a jeśli to coś nowszego, uśmiechają się ruszając ramionami — na co się to komu zdać może? Ot!!
Całe też społeczeństwo grodu choć jak stara kumoszka lubi plotki i bliźniego jeść się nie wzdryga gdy głodne... żyje by jedna rodzina... Powie ci pierwszy spotkany historyą każdego, a przybysz co tu wpa-