Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Major.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

musi być trochę ograniczoną. Myliły się w tem wielce, poważną była, nie chlubiącą się sobą, ale samotność nazwyczaiła ją wcześnie do myślenia i pracy nad sobą, a spokój duszy i serca ułatwił trud i czynił go miłym...
Jadwisia czytała wiele, odgadywała więcej jeszcze, ale jak wuj jej wstydził się swego antykwarstwa tak ona kryła się z nauką i myślami, aby się na śmiech nie narażać. Wiedziała a raczej czuła, że rozumniejszym nad tych co nas otaczają, bezkarnie nikomu być nie wolno... Skromność przytem była najwybitniejszą jej cnotą, a miłość pokoju najgoręcej upragnionem dobrem.
Jadwisia nie była tą, którą zowią piękną, chociaż rysom jej twarzy nlc zarzucić nie było można — nie ożywiała ich trzpiotowata młodość, nie tryskało na zewnątrz życie, byłto, jakby alabaster, w którego łonie blado, bojaźliwie paliła się lampka żywota. Cerę miała trochę ciemną, oczy niebieskie, usta kształtne, ale zaledwie lekko zarumienione, owal twarzy regularny, figurkę zręczną, lecz form niezbyt pełnych. Nic w niej nie porywało, nie uderzało, nie pociągało na pierwszy rzut oka, ale im dłużej spoczywało na niej wejrzenie, tem więcej odkrywało skromnego wdzięku, a pamięć twarzy wpajała się głęboko. Gdy szła do kościoła w czarnej sukience z książeczką pod pachą, nikt nie miał ochoty gonić ją wzrokiem, lecz przypatrzywszy się jej oderwać od tajemniczej bladej twarzyczki już mu było trudno... Kochali ją też wszyscy, a choć rówieśnice trochę miały za powolną i za chłodną, przywiązywały się do niej, przywykały tak do jej towarzystwa, że nieznacznie obojętne stosunki