Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Major.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lami niewypowiedzianych zachwytów. Miały one to cudownego do siebie, że nie nasycały do przesytu a obudzały nowe pragnienia nieugaszone... a szczęście ziemskie jestże czem innem, jak sztuką wiekuistego pragnienia, to jest niewyczerpanej nadziei? Formułą jego musi być nie to co się pochwyci całe, ale czego spożyć człowiek nie może a żąda bez końca... Na małą skalę kollekcyomania rozwiązuje zadanie ludzkiego szczęścia tem, że nigdy nie ma ostatniego terminu a w pośrednich swych studyach chwilowo uszczęśliwia osiągnieniem cząstkowych zachceń, okupionych pracą, więc drogich człowiekowi.
Raz zaprzągłszy się do tego pługa, p. Sykst łczuł się zgubionym, zawrócić się nie było sposobu, miał cel w życiu, zajęcie, miłość, żądzę, ale stracił spokój i swobodę rządzenia sobą. Należał odtąd do przeszłości i jej odłamków. Nawet przywiązanie do Jadwisi nieco ostygło od tego żaru i gorączki antykwarskiej, której w dodatku potrzeba się było wstydzić i zapierać przez jakieś uczucia niewytłumaczone. Sykst przyznać się nie chciał nikomu co robił, obawiał się szyderstw, a tajemnica, którą się otaczał, pozbawiała go największej może z przyjemności rzemiosła — chwalenia się przed ludźmi ze zdobyczy. W początkach guziki mieściły się w kilku szufladach a szuflady w jednej komódce, ale się zbiór urozmaicać począł, jeden pokój nie starczył, zająć musiano drugi, trzeci i tak dalej rozpostrzeć po całem piętrze...
Kollekcya starożytności miała lat już piętnaście, gdy Jadwisia dochodziła dziewiętnastu... obie prawie