Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Major.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdyż w pokojach jego gromadziły się stosy takich rupieci, których przytomność inaczej doprawdy dla niej wytłumaczoną być nie mogła.
Myliła się szanowna panna Kunegunda, ale nieoswojonej z nauką archeologii mogło to być przebaczonem; pan Sykst rozkochany w przeszłości zbierał jej szczątki... Z tego sobie zrobił cel życia. Wstydził się on tego defektu, ukrywał z nim, wypierał się go nawet, czuł niedorzeczność całą podobnego zajęcia, ale im dłużej dał nad sobą panować słabostce, tem ona go nielitościwiej pod swe rządy zajęła. Nic tak nie pochłania człowieka, jak przedsiębiorstwo zbierania tego, co los rozprasza umyślnie... niszczy, sieje, łamie, chowa, aby się naśmiewał z ludzkiego trudu. Jest to walka z przeznaczeniem, bój z dolą zniszczenie wyrokujący, coraz gorętszy, zajadlejszy, namiętniejszy; im się zdaje szczęśliwszym na pozór, tem jest daremniejszym w istocie. Rozum nie stawi tu granic, pragnienie je coraz rozsuwa, ze szczupłego naczyńka, które dwie łzy mogłyby wypełnić, robi się Danaid beczka bezdenna.
To pewna, że gdy p. Sykst z nudy i tęsknoty zaczął zbierać guziki od mundurów różnych, nie domyślał się wcale, iż od nich przyjdzie do medalów, do sprzętów, do ubiorów, do ksiąg, pieczęci, obrazów, rzeźb, naczyń i t. p. Z małemi zasobami nie mógł się nawet porywać na rzeczy wielkie, ale namiętność rosła, trudno jej było od ust sobie odejmując, nie karmić... a w świecie począwszy od guzika tak się wszystko trzyma jedno drugiego, że guzik prowadzi wprost do granitowej bryły... Nie dała namiętność spokoju panu Sykstusowi, ale mu się wypłaciła chwi-