Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Major.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lat temu jeszcze kilka wprzód, skromni lokatorowie mieścili się na tyłach domostwa i możeby byli wytrwali, ale pan Sykstus utrzymywał że nie ma się gdzie sam pomieścić, i różnemi sposoby się ich popozbywał... Był wszakże sam jeden i jedyny... dlaczego zaś codzień mu się robiło ciaśniej, to da poznać bliższe wpatrzenie się w pana Syksta Matesa, który na to ze wszech zasługuje względów.
Zacny teu potomek rodziny krakowskiej, która w radzie i magistracie zajmowała niegdyś ważne urzęda, — przyszedł na świat w tych czasach, gdy już mieszczaninowi krakowskiemu niewiele pozostawało do czynienia. Handel który jego przodków zajmował i zbogacił, dla różnych przeszkód miejscowych coraz się mniej stawał korzystnym, zwinąć go więc musiel rodzice. Ojciec Syksta umarł podobno na strapienie, obliczywszy się po spłaceniu długów, że mu tylko kamienica pozostała i bardzo szczupły kapitalik do niej z dawnych bogactw i zamożności wielkiej... Sykst i siostra wychowywani byli przez matkę już samę, dobrą kobietę, która do śmierci płakała męża, opłakiwała straty, i modliła się po kościołach więcej niż siedziała w domu. Sykst niedokończywszy nauk wyrwał się do wojska, powrócił chromy na nogę, rozczarowany, już po pogrzebie macierzy. Wydał siostrę za mąż, ale ta wkrótce owdowiawszy, jedyną córkę wujowi zdała na opiekę i wstąpiła do klasztoru, gdzie lat tylko trzy przebywała i zmarła. Jadwisia odtąd pozostała przy panu Sykscie, który jej całą zgasłą zastępował rodzinę... On, stara Kunegunda sługa, co się stała jakby krewną i należącą do familii przez swe do niej poświęcenie, wreszcie Jadwisia,