Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Karol.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

więcéj nie wrócić. Takie ożenienie nie wiele mnie kosztuje. Pieniędzy twoich i brylantów już niéma, wczorajszy wieczór zabrał resztę. Wielkie roskosze drogo kosztują, Panno Izabello — przegrałem wszystko w karty. To cię powinno pocieszać, że i twój ojciec, nieraz się jak ja zgrywa. Jeśli chcesz zdrowéj rady posłuchać, powróć teraz do niego, on cię przyjmie i o wszystkiém zapomni, bądź pewna. Pojedziecie gdzie do Włoch, do Francij, a tam z tytułem, wdziękami, pieniędzmi, ułowisz pewnie jakiego osła, któremu się śnić będzie, że jest twoim piérwszym kochankiem. Zapomnisz o mnie łatwo; prędko obeschną łzy, serce się zamknie, jakby nigdy nic nie było w niém; przeklęte cygaro! nie ciągnie.
To mówiąc rzucił je w kąt, wyjął drugie i poszedł znowu zapalić. Izabella wstała i chwiejącym się krokiem, pomięszana, wyszła do drugiego pokoju. Wróciwszy już jéj nie zastał, siadł na kanapie, rozparł się wygodnie, nogi na krzyż założył i zaczął świstać, poglądając za okno, puszczając dym wielkiemi kłębami. Po chwili usnął snem sprawiedliwego.