Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Karol.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ode mnie, lub kilka dni dłużéj zwodzić. Co się tycze mnie, jeśli teraz mam prawdę powiedzieć, więcéj pokochałem twoje pieniądze niż ciebie. Jesteś ładna, ale nadto slamazarna, delikatna, łatwowierna, takie dziecko jeszcze: płaczesz pół dnia sama nie wiesz czego. Nie dla mnie takie kobiéty, to mi to kochanka, co to czterech razem tęgo kocha, a umie się pocieszać po jednym, biorąc dwuch na jego miejsce. Omdlała! do miljona djabłów! dziewczyno! dziewczyno! Trzeba dzwonić; szkodaby jéj gdyby umarła; zda się komu innemu jeśli nie mnie, a potém kłopot z trupem w domu! Hej! jest tam kto!
Zadzwonił, wbiegła dziewczyna, dawna także pana Karola kochanka, spójrzała na niego i na panię i poleciała do kanapy cucić omdlałą. Karol tym czasem zamyślony wyszedł zapalić cygaro i z dymiącém się już powrócił do sali, po któréj powolnie zaczął się przechadzać.
Izabella przychodziła powoli do zmysłów, Karol ciągle milczący chodził po pokoju, spoglądał na nię zimno i surowo, a widząc że przytomność powraca, roskazał się oddalić dziewczynie i stanąwszy na przeciw niéj, rzekł.