Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Karol.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Cicho! cicho! metryki nie jestem ciekawy, twarz ją pokazuje. Oto mój warunek; nie chcesz Wasani abym się strzelał z Gustawem? dasz mi sto dukatów. Tylko sto; proszę zważyć, że niewiele żądam, a jak się strzelam i fechtuję, mój brat wie najlepiéj.
— Da, żebyś ty niedoczekałeś, żebym ja tobie dała sto dukatów przeklętniku, rozbójniku! Da fi! dalbóg grosza nie dam. Sto dukatów, da to blisko trzysta rubli, blisko dwa tysiące! Jezu Chryste!
— No, jeśli wasani więcéj cenisz sto dukatów niż swego najukochańszego Gustawa, to dobrze — będziemy się strzelać, tu zaraz. Jeżeli zaś go ubiję, najuroczyściéj przyrzekam ożenić się z waćpanią na jakich dni kilka.
— A! a! żeby ty moje pięty lizał, żeby na całéj ziemi nie było drugiego kawalera, żeby przyszedł koniec świata, to ja ciebie nie zechcę! Ja ciebie! Na, z resztą dam sto dukatów, ale kiedy tu więcéj twoja noga postanie, to dam znać do Izby Skarbowéj, w dybki cię zakują jak zbójcę i na Sybir odeszlą.
To mówiąc pani młoda kazała mężowi wy-