Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Karol.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

drzwiami zakrystij widać było xiędza w komży i stule, czekającego, wyglądającego, przyjazdu państwa młodych. Wtém, na zégarze wieżowym wybiła dziewiąta, organista zakaszlał, xiądz zaczął się przechodzić pomrukując i poprawując biretu, zakrystjan poucierał swiéce — nikogo nie było jeszcze.
Xiądz dobył tabakierki i zażył tabaki, następnie poczęstował nią zakrystjana, który ukłonił się tak nizko, że mu aż w grzbiecie coś pękło; w téj właśnie chwili zahuczały pojazdy, we drzwiach szmer dał się słyszeć, organista wychylił głowę z choru, xiądz z zakrystij, patrzają — Środkiem ciemnego kościoła postępuje postać w bieli z wieńcem na głowie, oczewiście panna młoda; przy niéj dwie drużki, daléj w białéj kamizelce i granatowym fraku, z bukiecikiem pan młody, a przy nim kilku mężczyzn. Państwo młodzi pomodliwszy się trochę, postąpili do ołtarza, huknął z choru Veni Creator aż się okna trzęsły, nastąpiła przemowa pełna figur krasomówskich, związanie stułą, zamiana pierścieni, panna Hermenegilda wyrzekła fatalne — da tak! mąż równie; pomodlili się znowu, zapłacili, siedli i poje-