Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Karol.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się najesz, ale kiedy ty chcesz to ja tobie każę i sucharków przynieść!
— Nie, dla mnie to wszystko jedno.
— Franciszko! przynieść od Federa świéżych dwie bułek za pięć groszy —
— No czegoż ty tak mocno zamyśliwszy się? Czy ty się turbujesz? A kiedy ja kocham, to nie turbuj się, bo kiedy nie kochała Karola, to jemu taki z góry powiedziała, a ciebie kiedy pokochała miłością, to pokochała. Ty mnie bywało i snił się co noc, a wszystko idzie, a w ręku trzyma, worek z dukatami. Żeby ty się był nie oświadczył na ożenienie, to by ja była kazała sobie krwi puścić, tak kochała. Taż to i jeść mnie się czasem nie chciało i siadała i dumała, a wszystko o tobie. Teraz że już, aby prędzéj do ślubu.
— I ja radbym prędzéj, choć dziś.
— Da, już bez zapowiedzi niemożna, a i ja taki każę sobie wyprać białą suknię z falbonami. — Tać to i łóżka trzeba podobno podwójne, bo razem będziem spali.
— Naturalnie, Hermusiu.
— To ty u mnie i ze mną będziesz mieszkać?
— Zawsze!