Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tymczasem, gdy zaufany mój biedak spał na przyszłość, spokojnie rojąc ją sobie szczęśliwością niebieską, tłum wielbicieli kręcił się koło Emmy. Rodzice zupełną swobodę wyboru jej zostawiali. W pośród mnóstwa innych, zjawia się smukły pułkownik, jakieś grafiątko ze stolicy, szczebiocące po francusku, śpiewające prześlicznym tenorem, dowcipujące wybornie. Nie potrzebuję mówić co nastąpiło: pułkownik otrzymał słowo Emmy.
Na wieść o tem, leci mój biedak do niej... Powraca zbladły, trzęsący, ze łzami w oczach i na usilne moje prośby nic mi powiedzieć nie chce... Nazajutrz rano nie żył. Przybił sobie kulą do serca kawałek wstążki niebieskiej i zwiędłe kwiatki, dawniej niegdyś od niej mu dane.
Stary Wrzosek zapłakał i umilkł na chwilę. — Myślisz — dodał — że to najmniejsze na niej uczyniło wrażenie? W tydzień potem wesoła, świeża Emma zaślubiona została ślicznemu pułkownikowi.
Ale i on padł ofiarą.
— Jakto? i on — spytałem.
— Tak... i on — dodał Wrzosek. — W rok nie więcej pojechali do stolicy; książątko jakieś podobało się Emmie, pułkownik wyzwał i padł.
— A ona?
— Powróciła wdową do kraju.
— I wszystkoż? — spytałem.
— O! to dopiero połowa!
— Poszła więc drugi raz za mąż?
— Nie, ale wzbudziła jeszcze nie jedną namiętność, którą zawiodła. Zawsze zalotna w różny sposób w początku, dająca nadzieje, zakochana nawet; po pewnym