Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Możesz nie kończyć! rozumiem. Chcesz pytać dla czegom ci nie pozwolił odprowadzić pani jenerałowej na górę? Oh dla tego, że wiem kto ona jest, kto wać jesteś i co z tego wyniknąć może. Nieszczęście życia całego! Chodźmy razem, słuchaj, powiem ci kto ona jest.
— Słyszałem! ależ to są niegodne kłamstwa.
— To co ja ci powiem, będzie najwierniejszą prawdą; nie wiem co mogłeś słyszeć o niej, ale to co ja wiem, wiem, bom widział, bom przecierpiał.
— Ty?
— Ja! ale nie za siebie, za kogoś drugiego.
I westchnął.
Służący dogonił nas i oddał mi symfonję obiecaną, którą smutnie odebrałem. Wrzosek z nieufnością po oddaleniu się służącego nuty obejrzał i nie znalazłszy w nich nic, z nieukontentowaniem mi je wrócił. Przechadzka przeprowadziła nas mimo mieszkania mojego, wywiodła na placyk ratuszowy, gdzieśmy na ławeczce usiedli. Wrzosek zaczął mówić.
— Byłeś waćpan bardzo małym chłopięciem, kiedy poznałem Emmę.
— Znałeś ją więc?
— Aż nadto, jak się zaraz przekonasz. Rodzice jej bardzo bogaci ludzie, wypieścili ją i wykochali jak jedynaczkę. Była też zepsutem dzieckiem, w całem znaczeniu wyrazu.
Na całą okolicę sławną była z piękności i najbogatszą partją... Ojciec poczciwy stary, który wychowania nie pojmował wcale, matka, która je pojmowała pieszczotami, ciotka wyegzaltowana kobieta, i dwór unoszący się nad pańskiem dziecięciem, otaczali ją przez kilka lat pierwszych. Sąsiedzi, mający zwłaszcza synów, obsypy-