Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

za tytoń i papier, a Malinowski za zaległe w twym żołądku jadło, a w kieszeni miesięczną płacę?
— Oswoiłem się z tem.
— Chory jesteś i...
— Pfe! co za podejrzenie!
— A cóż ci jest u licha?
— Jestem smutny.
— Bez powodu?
— Nie może to być zapewne bez powodu, alebym rad bardzo, żebyś mi go odkrył, bo go nie wiem.
— Daj puls — rzekł Feliks przystępując z komiczną powagą Moljerowskiego doktora. Wszystkie trapiące dusze smutki pochodzą od ciała, w ciele szukać należy przyczyny wszystkiego, bo wszystko jest ciałem.
— Obrzydły materjalista! — zakrzyczał Ludwik, Feliks z pewną dumą się uśmiechnął.
— Choroba twoja zowie się Atonia vaga. Najedz się dobrze, przejdź się w wesołem towarzystwie i nie nadużywaj niczego; wiesz że post... — Tu powiedział dość głupi aksiomat łaciński.
— Pójdź precz!
— Każę ci krew puścić, jeśli mi jeszcze powiesz słówko.
— Mości panowie — odezwał się głos z drugiej stancji od kartowego stolika. — Ktoś idzie po schodach. Chód bedela! Baczność. — W chwili byli wszyscy na nogach, drzwi się powoli przetworzyły, i wszedł nie bedel, ale maleńki, odarty żydek z koszem pomarańcz i cytryn.
Był to dobry nasz znajomy, co gołym kredytował, smutnych cieszył, a przed maskaradami nieraz pożyczkę kilku złotych ułatwił. Powitano go głośnym wesołym śmiechem i rzucono się na kosz pomarańcz, którego żyd