Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

marnego bolu nie przeniósł zasłonionej przyszłości nad to, co mu dane.
A są przecież ludzie, którym na świecie nie dobrze! Nie dobrze, gdy ich otacza wiosna, młodzież, nadzieje i pola niezmierzone dla doświadczeń, badania, nauki... Biedny to czasem ten człowiek; zresztą trzeba mu wiele wybaczyć. Wszystko się psuje i mieni; woda w naczyniu stojąc zatęchnie, chleb pleśnieje, kwiat więdnie, a człowiek miałby na starość trochę się nie napsuć, nie zatęchnąć? Trudno... Grunt jego serca poczciwy, ale ciało schorzałe gniecie mu duszę: w miarę jak mniej widzi i pojmuje świat i siebie, smutno mu jakoś na sercu! wybaczmy! kto wie, co będzie i z nami...
Kiedy to czytać będziesz, kochana mateczko, domyślisz się, że pisząc o starych, nieraz miałem na myśli szanownego naszego, ale niemniej niepojętego dla mnie, pana Wrzoska; i przyjdzie ci na myśl zapewne ten nasz kochany oryginał. Przypomnisz sobie jego maleńką, chudą figurkę, bladą i suchą twarz z uśmiechem tak lubym, choć litościwie... szyderskim; i grubą trzcinę, którą się podpiera, i palone buty, w których chodzi, na przekór modzie, i nieznoszone owe szaraczkowe suknie od powszednia i święta. W mieście zowią go szarakiem, jak zająca, i znają dobrze, zwłaszcza ubodzy, których nietylko po swojemu buruje, wspiera, ale się niemi szczerze zajmuje.
Znając najlepsze serce Wrzoska, poleciłaś mnie jemu; widuję też go często, co dzień prawie, zajmuje się mną jak dzieckiem własnem; ale się z nim zgodzić nie możemy. Stary pan Tadeusz nasz zimny jest, lub przynajmniej udaje zimnego, ja... płomieniem i ogniem. Syczym też ile razy się spotkamy. Nie bój się jednak matuniu,