Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/294

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

istoty. W jednym przemiany szybkie, żywe, dziwaczne; w drugim niezmienność prawie zupełna. Kamień trwa wieki; żaba zamknięta w nim żyje (jakiemże życiem?) lat tysiące, a wieleż to pokoleń efemeryd wyrywa się z łona ożywionej duchem materji, zarusza się na słońcu, odetchnie, pokocha i umrze przez ten czas?
Tak i ludzie: oni rozdzielićby się dali na dwie wielkie klasy, połączone z sobą (jak w naturze łączy się i zlewa wszystko) pośredniościami. Jedna wojuje, zdobywa, traci, cierpi, używa: druga zamiera w skorupie i nie czując swego życia, spożywa je powoli, powoli. Natura, skłonności, przeznaczyły mnie do rzędu pierwszych; okoliczności stawią mnie w drugim. Zrzućmy więc z siebie naturę a przybierzmy nową.
Dla czegoż jakby naumyślnie przeznaczenie (zawsze ten tajemniczy wyraz na pióro mi wpada) zesłało tę kobietę, aby mi spokój zamącić? aby wywoływać nie dogasłe myśli z duszy i jątrzyć nie zbliznowane rany?
Dla czegoż nie powraca nazad, nie porzuci nas? nie odjedzie? Dla czegoż tego początku nawet jasnego zwykle małżeńskiego pożycia swobodnie skosztować nie mogę? Jakaś fatalność zsyła na mnie kobiety i niemi znaczy główne epoki życia. Emma, Marja, Cesia, Iza, cztery imiona z których jedno tylko dziś wspominać mi wolno; z których dwa jeszcze prócz niego cisną się na myśl i do serca. Między Marją a Izą jest-że najlżejsze podobieństwo? żadnego. Czemuż tamta, zmarła, zdaje się przekazała swe dziedzictwa dla tej i tak podobne uczucie skłania mnie ku Izie? Wyrzekłem wreszcie przed sobą, czego dotąd sam powiedzieć nie śmiałem: tak jest, cierpieniem zwiastuje się ten nowy życia mojego wypadek. Będę panem siebie.