Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/279

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pomodlę! Jestem tak szczęśliwa. — I zakrywając twarz uciekła.
Podkomorzy z Wrzoskiem tymczasem, opisując sobie wzajemnie całą scenę poprzedzającą, śmieli się do rozpuku; aż krajczyna mimo głuchoty, posłyszawszy śmiechy, poszła się dowiedzieć o ich przyczynie. Z trudnością potrafiliśmy jej wytłumaczyć o co chodziło.





16. Sierpnia.

Musiałem pospieszyć do domu dla przygotowań koniecznych. Podkomorzy żąda i wymaga pospiechu, kwituje z wszelkich formalności, przyborów, sam ofiaruje się zastąpić mnie, w czembym miał trudność i własnego plenipotenta posłał po dyspensę. Wrzosek pomaga mi jak może: radą, głową i workiem. Poczciwy stary nie daje sobie wyperswadować, że teraz nie w modzie wcale podarki, a zwłaszcza kosztowne; gniewa się w ostatku, gdy mu się w czemś przeciwię, tak, że poddawać się muszę. Mówiłem z Cesią o domku moim, ale dla ceremonji tylko, żeby ludzie szydzić nie mogli, żem nie miał dokąd bogatej zaprowadzić dziedziczki, odbędą się przenosiny, przyjedziem na dni parę do mnie. Podkomorzy chce, żebyśmy mieszkali razem; niepodobna mu tego odmówić.
Znowu tedy, znowu raz drugi rozwija się przedemną przyszłość jasna, urocza; a! nie tak już jasna jak pierwsza, bo nie mam wiary w szczęście; ale komużby i to nie wystarczyło, co mnie czeka. Spokojne życie z Cesią, w dostatku, wśród kilku przyjaciół; alboż to nie dosyć?