Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Prezes chciał myśleć, że to jakaś przedwczesna aluzja, hrabia zarumienił się nad niestosownością wykrzykniku, Wrzosek spojrzał surowo w oczy staremu.
— Nie ma godziny, jakem zapewnił szczęście mojej córki. A zatem Juljusza i Cesi, błogosław im Boże!
Błyskawicą zmieniły się wszystkie twarze. Prezes osłupiał, hrabia uśmiechał się wymuszenie i spieszył do kieliszka przez grzeczność, Wrzosek porwał się z kanapy z wykrzykiem.
Goście mieli jeszcze tyle panowania nad sobą, że udawali wesołość wcale znośnie. Ale nie długo zabawiwszy odjechali.
Biegłem do Cesi, którą zastałem w ganku, samę jedną, zamyśloną.
— Wytłumacz mi proszę jedno — spytałem wręcz — o kim to mówiłaś wówczas, gdyś mi się przyznała, że kochasz od dawna?
Spojrzała i nie odpowiedziała, ale podała mi rękę i ścisnęła moją. A po chwilce milczenia:
— Mój Julku — rzekła — mógłżeś nie wiedzieć, nie poznać, żem była twoją, nawet wówczas gdy ty o mnie myśleć nie mogłeś? żem powiedziała sobie od dawna, jego żoną lub niczyją? ale ty mnie nie kochałeś i nie kochasz.
— Cesiu! godziż się tak mówić?
— Ty jeszcze kochasz Marję?
Zamilkłem.
— Żadnej kobiety na świecie więcej nie kocham nad ciebie, więcej nie szacuję. Skłamaćbym nie potrafił; a obiecałaś mi wierzyć, przypominasz sobie?
— Pamiętam. O! chcę wierzyć, wierzę! Pójdę się