Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Powierzchowność rzadko uwodzi; opatrzność dała tylko jednym wężom słodkie i niewinne wejrzenie, częściej jednak w znakach zewnętrznych naturę swych tworów objawiać zwykła. I nie bez przyczyny.
Marceli wyglądał kubek w kubek, jak Ezop starożytnych, z dwoma garbami, na plecach i piersiach; maleńki, kulawy na jedną nogę i nie mogący ruszyć się bez kija, w latach dwudziestu zgrzybiały był na twarzy. Oblicze jego powlekała od ospy poznaczona skóra żółtobiała, bez śladu rumieńca; usta wązkie, tak prawie blade były jak twarz cała, na której tylko jaśniało dwoje błyszczących dziwnie czarnych oczów. Oczy te chwilami zdawały się kosić, czasem patrzały wprost i szyły się w głąb duszy swoim szyderskim wyrazem. Lecz byłby jeszcze mimo swej ułomności i brzydoty znośny, gdyby nie głęboki dół na lewej stronie twarzy w policzku, w którego głębi nieforemnie pozszywana marszczyła się skóra, żyłkami sinemi poprzecinana. Człowieczek ten drobny, pogarbiony, złamany, z czaszką dziwnie guzowatą i spiczastą, pokrytą krótkim bez połysku czarnym włosem, zdawał się wychodzić świeżo z pod koła jakiejś zbójeckiej machiny, co go pogruchotała nielitościwie, jak machina. Głowa jego kształtu niewidzianego, nad proporcją wzrostu była wielka i na cienkiej chudej szyi zaledwie się utrzymać mogła, pochylając to w lewo, to w prawo. Znać natura przeznaczyła mu była olbrzymie kształty, które gwałtem skarlały pod naciskiem dziwnych okoliczności nieszczęśliwego dzieciństwa; a losy co ucisnęły ciało i zgniotły je zostawując tylko potężną głowę na niedołężnem ciele, o dwóch garbach i cienkich pokrzywionych nogach, przygniotły razem serce w naszym Ezopie, uczucie wszelkie, dając się