Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miar należało mu się przez grzeczność dla pani dać wyprzedzić. Ale koń młody, nie mogłem go w porę zatrzymać.
— Dobry biegus — rzekł jeden z mężczyzn, — pozwoli się pan zapytać, czy nie jest do zbycia?
— O! nie, sam go potrzebuję.
— Szkoda, byłby dobry do chartów, — przerwała kobieta.
Zdziwiła mnie trochę w ustach kobiety ta uwaga.
— Pan zdaleka? — zapytała druga.
— Owszem, jestem na własnej ziemi, odpowiedziałem zwracając na prawo ku dworowi i życząc dobrej nocy towarzystwu, puściłem karego kłusem.
Uważałem że pojechali dalej traktem.
Matkę zastałem jeszcze oczekującą na mnie; na zapytanie o spotkane towarzystwo, powiedziała mi, że to są nowi sąsiedzi z Drzewnej, nie dawno kupili majątek, mieszkali wprzódy w mieście, że nikt ich na wsi nie zna jeszcze; że dziwnie ich obyczaje opisują. Ojciec, dwóch synów i dwie córki; wszyscy jeżdżą konno, zapamiętali myśliwcy, czas pędzą na łowach lub w stajni. Powiadają że bogaci, nie byli jeszcze nigdzie i nie poznali się z nikim. Przypomniałem sobie, że mi Ihnat mówił o kilkakrotnych napadach na nasze lasy od Drzewnej, nawet sforę gończych im zabrał, o którą się nie upominano. Każę ją jutro odesłać.





20. Lipca.

Dzięki Bogu, choć słówko! Cały dzień się niem cieszę, przeczułem je od rana, nie wiedziałem jak nagrodzić temu, co mi tę pocztę przywiózł. Będę o nim pamię-