Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

co dalej! Dzieci obsiądą, majątek się potrzebami umniejszy, kłopoty głowę obejmą, żona zestarzeje, zapalczywa miłość zmieni się w nienawiść... wyczerpie się do dna szczęście, zostaną fusy i łupinki. Tak to bywa zawsze, mocipanie.
— A więc nigdy się nie żenić?
— O! bardzo przepraszam... w późniejszym wieku inaczej się rzeczy robią... Żeni się szacunkiem nie miłością zapaleńca; szacunek trwa, a z nim spokój i pomyślność, jeśli nie szczęście. Od razu widzisz co masz mieć i nie uwodzisz ideałami nie mogącemi wcielić nigdy. Nakoniec powiem ci, com sto razy powtórzył: szczęścia tu nie ma, a Bóg je święty raczy wiedzieć, gdzie ono jest.
Nie było co mówić, stary jakby żałował, że mnie trochę zachmurzył, począł z innej beczki.
— A dla tego waćpan sobie kochaj się i myśl nawet o ożenieniu... to choroba wieku, inaczej być nie może. Ale ożenienie trzeba odłożyć, potrzeba wprzód siebie wykształcić, podnieść, stać się ludziom użytecznym, dług święty spłacić, który na nas wkłada towarzystwo tyle dla nas czyniące; a potem gdy oboje przekonacie się, że miłość wasza przetrwała próby oddalenia i najtrudniejszą próbę czasu, niech pan Bóg błogosławi. Nie bogata, to prawda, imienia nie ma; ale piękna, skromnie wychowana, pobożna. Dla kobiety to potrzebne — dodał ciszej.
Wiesz matuniu, że poczciwy nasz przyjaciel z modlitwą i uczuciem religijnem tak się kryje jak ze wszystkiem. W towarzystwie ledwie nie niedowiarka gra rolę, a tajemnie raniuchno modli się po kościołach. Spotkać go tam, to się wymawia jak z grzechu i do-