Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mnie zasypując gradem pytań, Hrabia Ferdynand był u nich także. Zdziwiło mnie bardzo, gdym się (umyślnie) zlekka odezwał o Wlaschach — że mnie poprosił abym jego poznał z niemi i wprowadził. Dało mi to do myślenia. Jest prawdziwy hrabia... stary hrabia... niezaprzeczony... Kolligacje pańskie — jeśliby on się na to decydował — a czemuż bym ja miał się drożyć! Gorszym nie jestem od niego, lecz lepszym też nie?
Prawda, że o strumieniach egipsko-indyjskiej krwi, najstarożytniejszej w świecie niewiedzą — Mais mon Dicu, depuis qu’un Archiduc a epousé une fille de maitre de poste... a drugi... Trzeba być wyższym nad przesądy.
Napisałem ten wyraz i sam się go przestraszyłem — Ou sommes-nous? dokąd idziemy.
Z rozmowy z nimi widzę iż wszyscy by gotowi nie pytając metryk, żenić się z milionami... To upokarzające — mais c’est ainsi! — Zatrute powietrze wieku...
Obiad zjadłem w garkuchni — Abomination de la disolation. — Przypomniał czasy patriarchalne, gdy gotowano w polu na kamieniach...
Wino mi dano, w którem kropli soku szlachetnej wici pewno by chemik nie znalazł. — Smutny, bo po takim obiedzie zawszem w złym humorze i