Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ofiarował poprowadzić do drzwi hrabiego. Nie było o czem mówić, — spytałem go co robi?
— Właściwie teraz pracuję tylko nad polityką krajową, interesów się zrzekłem, jednem jedne mi pozostały, których nie rzucam dla tego, że zbyt są korzystne...
Spojrzałem nań — czyje?
— Wlascha... rzekł.
— Któż to jest? Spytałem udając niewiadomość zupełną,
— Zadałeś mi hrabio pytanie, na które ani ja, ani tu podobno nikt odpowiedzieć nie potrafi. Ludzie przypuszczają że ja, jako prawnik, na równi ze spowiednikiem muszę być wtajemniczony — a ja o tym Wlaschu tyle wiem co i hrabia — choć jego interesa trzymam.
Wiem tylko, mówił Hawryłowicz, że klient nie do pogardzenia, płaci mi rocznie za to 10.000 guldenów, żebym nic nie robił.
— Jakaś zagadka? zapytałem ciekawie.
— W istocie... Grek, Mołdawianin, Ormianin, Włoch, Turek,... Cygan, kto jest nie wiem, ale ma miljony... Straszliwie bogaty.
— Przecież, rzekłem — znasz go pan, coś możesz powiedzieć!