Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dłem istotnia zdumiony i ubawiony. O tem muszę napisać do Mamy... nie zechce mi wierzyć...


17. Maja.

Niezmiernie jestem wdzięczen Tartakowskiemu za wprowadzenie mnie do klubu — nareszcie po zrobieniu tu kilku znajomości — oddycham. Zaczynałem już wątpić o przyszłości... i powtarzać jak hrabia Sylwester: — koniec świata!
Nie jest jednak tak źle jak na pozór się wydaje. Są i tu ludzie...
Hrabiowie Iwińscy (bracia), z któremi się tu poznałem, prosili mnie na obiad. Ojciec ich był przyjacielem moich rodziców. W czasie tego obiadku, na którym byliśmy sami, wiele mi się rzeczy wytłumaczyło.
Starszy, Robert, szczególniej jest człowiekiem wyższych pojęć, i dobrze świat rozumie. Gdym mu moje wątpliwości i zdumienia przekładać zaczął, uśmiechnął się z mojej nieświadomości i obawy.
— Z ulicy, mój drogi, rzekł mi, wszystko się inaczej wydaje, niż z salonu... — My sobie z tych wszystkich zamachów, z tego wdzierania się średniej klasy i łyków i pseudo-arystokracji żartujemy! Władza i powaga, jak były tak są w naszych rękach, posługujemy się tymi ichmościami jak chcemy, trochę