Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ledwie potrafiłem uspokoić.
Mama nocuje tylko i powraca do Wilczej Góry... ja nie myślę także bawić dłużej we Lwowie. — Kazałem się Florkowi pakować. Wszyscy wiedzieli, że się starałem o Wandę, więcej powiem, nikt nie wątpił, że się z nią ożenię. Winszowano mi, przyjmowałem powinszowania, tworzyłem projekta, byłem niemal pewny sukcesu. Nigdy mi przez myśl nie przeszło, aby to niedołężne stworzenie miało w sobie tyle chytrości... i zdobyło się na krok taki, który całą familję od nich odstręczy...
Cały świat sądził też, iż Starosta zechce, jak mu sumienie nakazywało, wynagrodzić nam krzywdę.
Nie chcę i nie mogę narażać się na przycinki... wyjechać muszę... pojadę za granicę. Z tych kilkudziesięciu tysięcy wygranych, mam jeszcze przeszło pięćdziesiąt — Resztę musiałem oddać Mamie i na niezbędne obrócić potrzeby. Parę lat żyć mogę choćby w Paryżu... Tymczasem ludzie zapomną, zatrą się wspomnienia. Mama, jakkolwiek nie rada temu, zezwala, widząc konieczność. — Jeżeli interesa Wilczej Góry pozwolą, sama się także chce wybrać do Włoch... i do Francji.
Jedno co mi się uśmiecha, to nadzieja spotkania z Emilią.
Rozważywszy wszystko... powiedziałem to Ma-