Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

każdy inaczej pojmuje potrzeby — każdy też im różnie radzi. — Ja jedno to wiem, że wszystkie stany, pojęcia i funkcje zmięszane, i że szczęśliwy jestem, iż mnie podagra trzyma przykutym do domu — bobym w tym świecie nie wyżył... Ja tylko dawny rozumiem porządek... Co się tyczy propagand, spisków, przewrotów i wszelkiego co rodzi nieporządek — w Austrji, u nas możliwem jest nawet najmniej prawdopodobne. — Mais, aprés nous le déluge!!
Wyszedłszy od niego spotkałem w ulicy mecenasa Hawryłowicza, który długo miał w rękach interesa nasze.
Pamiętałem go, gdy do mojej matki przyjeżdżał i był bardzo skromnym i malenkim człowieczkiem; nie poznał bym go pewnie, gdyby mnie sam nie zaczepił i to w sposób tak poufały, że się zdumiałem... Postawa, twarz, ruchy, mowa, wszystko w nim było zmienione... Wziął mnie pod rękę, tak, żem mu się nie mógł wymknąć, choć w pierwszej chwili oburzony byłem takiem za pan-bractwem tego jegomości. — Dowiedziałem się zaraz, iż był radcą miejskim, deputowanym na sejm, że czynnie bardzo chodził około jakichś tam politycznych kombinacyj... i t. p..
Słowem, wyrósł na znakomitość jakąś lwowsko-galicyjską. Dlatego niemal protektorsko się ze mną obchodził... Burzyło się też we mnie, gdy o naszych