Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
15. Maja.

Zaczynam przewidywać, że ja tu długo wyżyć nie zdołam... Pomimo iż szukam właściwego mi towarzystwa, nie mogę zasmakować w niem. Ci nieszczęśliwi ludzie rzuceni tu w śród tej dziczy, sami tego nie czując rdzawieją. Nudy okropne. — Dowiaduję się też różnych rzeczy niespodzianych, które mnie nabawiają strachem... U księztwa mówiono, iż społeczność jest cała podminowana, że jej grozi wywrot jakiś i wybuch okropny, że rewolucjonistów jak maku, że Masoni zamierzają zamach na kościoły i wiarę... o spiskach, o propagandach i t. p. Nie mogę cierpieć podobnych rozmów, to mi zupełnie humor popsuło. Poszedłem do hrabiego Sylwestra chcąc się o tem dowiedzieć coś więcej — ale go pytać nie śmiałem.
Szczęściem zapytał mnie hr. Sylwester o wrażenia i wywołał tem wyznanie o rozmowie, która mnie niepokoiła. Ruszył ramionami.
— Nie dobrze wiem, co się na spodzie dzieje, rzekł, ale mi się zdaje, iż się teraz wszyscy zbytecznie opiekują społeczeństwem i jego losami. Dawniej było to sprawą rządu i urzędu, utrzymać ład i porządek, a naszą żyć i spać spokojnie. — Teraz wszyscy wyrośli na opiekunów nieproszonych, a że