Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
Godzina 12. w nocy.

Stefan z Serafowiczem powrócili nareszcie umówiwszy się o wszystko. Pan kapitan zabrał głos, pomalutku i po cichu tłumacząc jak rzecz stała.
— Pojedynek, rzekł, umówiony na pojutrze, miejsce w lasku hr. Borkowskiego, o milę — proszę się na nas spuścić... Nie potrzeba celować bardzo... ot i po wszystkiem...
Zwróciłem się do Stefana, ażeby od niego lepiej się dowiedzieć. Stefan był po śniadaniu wesół i uściskał mnie tylko. Bądź spokojny — ja tam o niczem nie wiem, ale kiedy Serafowicza mamy, mamy wszystko. Nie było przykładu, żeby się kto skaleczył, mając go za sekundanta. O co idzie! aby honor był cały? No — więc się wszystko odbędzie w porządku, podług formy...
— Tak jest — ah, so! so, przerwał Serafowicz, sein sie ruhig’ Herr Graf, wird schon alles perfect und anständig.
Więcej szczegółów dobyć z nich nie mogłem. Stefan śmiał się i szepnął aby Serafowiczowi kazać przynieść się co napić. Posłałem po parę butelek wina, bo i Stefan za kołnierz nie wylewa.
Ale pragnąłem się przecież dowiedzieć szczegółów umowy.
— Ah! du Herr Gott! zawołał Serafowicz ze