Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czem innem mówić nie będą, ale gdy zaczęli o ojczystych Tatrach, a potem o „narodowym teatrze“ nakoniec o jakiejś Akademii polskiej, z której się niezmiernie cieszyli, począłem myśleć o wyzwoleniu się z za stolika i wyjściu na świeże powietrze. Nie było to łatwo, gdyż dwóch zacietrzewionych literatów i jeden poeta en herbe, siedzieli przedemną i ani chcieli widzieć, że usiłuję się wydobyć na światło dzienne. Wanda spostrzegłszy, iż jestem w niewoli i w stanie politowania godnym — pomogła mi w tem, a grając rolę gospodyni, zaczęła ze mną rozmowę.
Szczęściem wątku mi do niej dostarczyło zdrowie matki mojej, przyjazd jej i interesa familijne; potem zmiana szczęśliwa położenia Starosty, nowe mieszkanie; tryb życia i t. d.
— Państwo tu jeszcze zabawią? — spytała Wanda.
— Tak, jest to życzeniem mojej matki... Lękam się tylko ażeby Mama, która lubi towarzystwo, a mało go tu ma, gdyż oprócz hr. Marji — stosunków nie zachowała prawie żadnych — nie była pani i Staroście ciężarem...
— A! broń Boże! zawołała Wanda — prosimy zawsze, ile razy łaskawa — będziemy szczęśliwi. Starosta także potrzebuje towarzystwa, lubi go, a