Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jak Lwów, rzekł — jeśli już szukasz świata. Trzy czy cztery domy a wiele bałamuctwa, do którego się przyznać trudno.
Bywasz słyszę u Iwińskich, znasz się z Ferdynandem... ale to wszystko próżniacy, od nich się nie nauczysz wiele...
— To też, rzekłem zniechęcony, być może iż wyjadę.
— A nim to nastąpi — dokończył stary — czemu byś czasem do nas nie zajrzał. Droga mi wasza krew, kochałem ojca, matkę szanuję, do was mam przywiązanie. Dom mój nie nauczy cię maniery wielkiego świata, bo tej w nim niema, alebyś poznał tu ludzi gruntownych, poważnych i mógłbyś z tego korzystać...
Nie śmiałem parsknąć, ale mi się chciało — Sapristi! piękną bym wziął tu lekcję. Skłoniłem się dziękując. Starosta nalegał.
— Przyjdź na próbę w niedzielę, o ósmej, proszę cię.
Wanda dosłyszała znać tych wyrazów z drugiego pokoju i nadbiegła.
— Prosimy was bardzo — odezwała się. — Choćby się wam zrazu niepodobało, i może co śmiesznem wydało, dla czego byście i tego towarzystwa nie mieli spróbować?