Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Choć to małpuje dobre towarzystwo, ale na łokciach im znać, że przy biurku sobie hrabiostwa atramentem wypracowali... posługując zachciankom wszystkich z kolei systemów i ministrów... i kłaniając się lat dwadzieścia, aby im się choć na starość kłaniano... Łyk, chłop, neofita... niema pretensji do krwi, vollbluthem być mu się nie zachciewa; a ci ichmoście gotowi śmiało obok Potockich i Lanckorońskich i Jabłonowskich z austrjackiemi herbami... stanąć i mają się za równych nam, cośmy przecie z senatorskich rodów rzeczypospolitej!!
Do kogo pił, nie mogłem zrozumieć, bo stosunków miejscowych nie znam, ale szlachetne jego oburzenie pojmuję.
Gdybym był chciał u niego siedzieć, mówił by cały dzień, alem na pierwszy raz nie chciał być natrętnym. Pożegnał mnie bardzo czule i po ojcowsku.
Gdyby u niego nie było tak brudno!
Cher comte! rzekł mi na odchodnem, nie mogę cię prosić na obiad, bo na starość przyszło mi żyć po kawalersku i na dyecie... Lecz ile razy zechcesz pogawędzić godzinę, wstąp do mnie, żyję samotnie, a w wielu rzeczach objaśnienie dać ci mogę lepsze niż inni.
A propos, dodał — matka twoja kochana była w wielkiej przyjaźni z hrabiną Marją — niepodobna