Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pletli. Pan hrabia daruje, ale każdy ma swój honor, który mu jest drogi.
Zaczerwieniona Bella ledwie się matki pozbyła, alem ją pożegnał. Wyprowadziła mnie do przedpokoju. Niepodobna mi się wiązać teraz, powiedziałem jej, ale kiedy niekiedy mogę przyjść odwiedzieć. Nic mi na to nie zaprotestowała. Mnie to dosyć bawi, alebym nie chciał, żeby o tem bębnili.


17. czerwca.

Gucio przyznał mi się powróciwszy, że był w Chełmicy, i że się doskonale bawił. Trochę mnie to dotknęło.
— Proszęż cię — rzekłem — wszak wiesz, że ja tam miałem projekta!
— Alboż ja ci przeszkadzam? — zawołał — alboż bronię bywać? Wlasch mnie prosił, trudno znowu odmawiać.
Nie powiedziałem mu nic, aleśmy się rozstali zimno. Dziś słyszę, Florek mi oznajmuje, że pan Gustaw wyniósł się z hotelu na prywatne mieszkanie. A la bonne heure! nie powiedziawszy mi słowa, i nie pożegnawszy się ze mną. Un procédé au moins singulier.