Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

skiego.. Z teatru powracając Iwiński wstąpił na chwilę. — a dziś mi dał odprawę — niewdzięcznik, niegodziwiec.
Przez drzwi otwarte weszła w tej chwili stara kobieta, w ubogiej odzieży, chustką cała osłonięta, ucierając nos rękami.
— Pan chrabia — jest przyjacielem mojej córki — to niech osądzi! zawołała — czy jest tu sprawiedliwość na świecie? czy jest sumienie? czy jest kropla poczciwości.. Przyjdzie chandra i — bywaj zdrowa..
Żeby jej był nie odmówił od Iwińskiego, to by się na dziś dzień trzymało, i mogło by z tego co lepszego dla nas jeszcze wyróść. — Jemu się zdaje, że za serce i poczciwość zapłacić można. A taka z pozwoleniem..... cóż on jej zostawił? co? niech pan spyta? Na trzewiki porządne nie stanie, póki inną nie znajdzie kondycję.. Bo to wszystko teraz z pozwoleniem, zgolało! Jakie to teraz panowie, z pozwoleniem — parszywe.. Rachuje się każdy nawet w takich okolicznościach.
Bawiło mnie to, więc nie przerywałem; zbliżyła się, rękami to docierając nosa zakatarzonego, to dodając wymowie wyrazistości.
— Niech jaśnie pan sam sądzi, pan co jest przyjacielem mojej córki. — Prałam mu bieliznę, temu hrabi, a co z nią biedy było i co grymasu, jednemu Bogu wiadomo. — Przecież wiedział o pokrewień-