Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Wieki, jakeśmy się nie widzieli! — zawołał sadzając mnie przy sobie — a co zmian! Mów, proszę... Wszak jeździłeś na pogrzeb tej starej Harpagonki, Kasztelanowej, która słyszę, sobie samej świec do katafalku żałowała. Dites donc? Starosta poczciwy dziedziczy, Wanda która nie chciała Niemca i chodziła w perkaliku, ubierze się w jedwabie! Emilia słyszę wychodzi za cygana, a... i pan dobrodziej masz się żenić z księzniczką wołoską? Czy to wszystko prawda?
I patrzał mi w oczy filut stary...
— A hrabia w to wszystko wierzysz? — zapytałem.
— Nie, ja mam zwyczaj, krakowskim targiem, wierzyć zawsze połowie plotki i połowie potwarzy. Oprócz tego zachowuję jak me prawidło: dobremu, które o ludziach mówią, nie dawać wiary, złemu łatwej, złe jest w naturze...
— A dobre? — zapytałem.
— Bywa przypadkiem i wyjątkiem. Cóż chcesz! c’est triste, mais c’est comme cela.
Po chwili rozmowa stała się bardziej serio. — Szanowałem i uwielbiałem matkę twoją, kochany hrabio — rzekł mi — życzę i synowi dobrze, jakże ci idzie, mów otwarcie, dokąd zmierzasz? co na sercu?