Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie bądź-że dzieckiem! — czyż byś mi miał za złe, że sobie świetną przyszłość chcę zapewnić! Czy dla tego nie mażemy być dobremi, a nawet jeszcze lepszemi przyjaciółmi. Jużciż o Wlascha nie możesz być zazdrośny. Ale gdy idzie o te nieszczęśliwe dostatki, nam co mamy tylko ostatki, on passe par dessus beaucoup des choses!! Niebądź dzieckiem — szepnęła — nie znasz mnie... Dla Mamy, dla jej spokojności uczynię tę ofiarę... a tobie do Arji pomogę... bo podobno, Mama mi mówiła, że z Wandą...
Rozbroiła mnie, opowiedziałem jej jak jestem z Wandą i Starostą.
— Wątpię, żebyś mógł tam co zyskać — dodała — Starosta należy do rodziny naszej, był to człowiek dobrze wychowany, ale pomimo to.. zawsze w pojęciach i opinjach różnił się od całej familji — To są ladzie moralnie upadli, ils sont devenus des grands seigneurs qu’ils etaient — des gentillatres du plus mauvais ton.
Staraj się podobać Arji.
Po długiej rozmowie, skończonej ucałowaniem tych pięknych rączek... z których jedną zdobił turkus Wlaschów — wyszedłem. — W przedpokoju z kwaśnym i ponurym rozminąłem się Tartakowskim... Zdaje mi się, że widok mojej twarzy nie poprawił