Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wieku doczekałeś się tak dla jego zdrowia potrzebnego polepszenia interesów.
— Mój Adasiu, odparł na to — wierzaj mi, że dla mnie to rzecz prawie obojętna. Nawykłem już obchodzić się małem. Było mi tak jak jest, prawie dobrze — niepotrzebuję wiele, a przytem czyż to mnie długo na świecie?? Jeśli się cieszę, to dla mojej drogiej Wandzi, i przekonany jestem, iż Bóg sprawiedliwy jej cnotę i poświęcenie chciał nagrodzić.
Wanda pocałowała go w rękę i żywo dodała: —— A! ja też nie potrzebuję wiele — przeszłam próbę życia i obojętne mi te wielkie dostatki jeśli o ne wam życia nie osłodzą.
Zwracając rozmowę od tych czułości, które mi obrzydliwemi się wydały, bo sentymentalizmów nie cierpię, zapytałem, czy nie mogę pomódz w obmyśleniu wygodniejszego mieszkania i t. p.?
— Zmiłujcie się, nie pędźcie, nie naglijcie mnie. Nawykłem do tego dworku, wrosłem do tego krzesła, zdaje mi się chwilami, że mi nigdzie lepiej być nie może.. — Westchnął. Tu byliśmy istotnie samemi otoczeni przyjaciołmi i kto tu nas szukał, z serca to uczynił — a teraz...
Wanda zaraz wpadła na swojego konika patrjotycznego, dowodząc gorąco dziaduniowi, iż otwarcie domu, w którymby skupiać się mogli i wspólnie za-