Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mi marki. Nie zbyt słodki, ma trochę mocy i dużo gazu... Pokrzepiłem się znacznie. — Wieczór graliśmy w ekarte, ale ja niemam do tej gry szczęścia... Bawiłem go opowiadaniem moich lwowskich przygód, bo dla niego nie mam sekretów. Zazdrościł mi Emilji, a Wlaschówna go zaintrygowała. Jak teraz to i Wanda zajmującą się stanie.
Nazajutrz nagle zdecydował się jechać ze mną, za co mu z serca byłem wdzięcznym, bo nie lubię być sam w drodze, a z nim jechać, to roskosz prawdziwa. Zabawny bardzo et eminemment practique. Często nawet wcale dowcipny... Reszta też podróży do Lwowa przeszła nam niepostrzeżona... Stanęliśmy obok siebie. — Poznam go z hr. Ferdynandem.


11. czerwca.

Niewiele dni czasem wielkie zmiany sprowadzić może... Ostatnie płodne były w prawdziwie niespodziane rezultaty — nie licząc tego, że nas sukcessia ominęła, i że Starosta, który jadł obrzydliwe rzeczy w obłupanych talerzach, teraz będzie miał kucharza i saską porcelanę!! a Wanda co go pilnowała samotna, wyglądając przez okno na puste przedmieście, znajdzie świetne koło wielbicieli i konkurentów!! Daleko mnie więcej zdziwiło, gdym poszedłszy do