Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wych pisarzy. Gdybym chciał nauki, czytałbym po niemiecku, a dla zabawy po francuzku, po polsku zaś chyba dla nudy i zniecierpliwienia. Bo cóż my mamy?
Cała czerwona ze wzruszenia, panna Wanda się ujęła za tych tam poetów i prozatorów, od których dobra mama strzegła mnie w młodości, zawsze utrzymując, że to tylko karmi marzenia i nie jest dobrego tonu. — Trochem się śmiał w duchu z tego zapału jej, ale rozumiem go, bo cóż będzie biedna czytała i po co ma się poznawać z literaturą tych sfer, do których nigdy wstępu mieć nie może, a w istocie — śmieszna to pretensja tych naszych szowinistów, że chcą mieć jakieś literatury.
Mój pierwszy nauczyciel, na nieszczęście, etait catiché polonizmem, i skutkiem tego nauczyłem się języka, którym chyba ze szlachtą, z arędarzem i z księżmi mówić mogę — a we francuzkim nigdy nie dojdę do paryzkiej doskonałości, bo mnie własny język bałamuci.
Starosta jakby mnie po tem chciał brać na formalny egzamin, badał o różne rzeczy. — Byłem w takiem usposobieniu, że nie mogłem mu się przypodobać. Wpływ wnuczki musiał go uczynić dziwakiem...
Spytał mnie w końcu, jakie sobie obieram po-