Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Roześmieli się. Pan Florjan dobył srebrnego, co go zawsze przy sobie nosił, naleli wina i wychyliliśmy. Poczem już niewiele mówiąc, ale ze lżejszem sercem, powróciłem do namiotu królewskiego.
Wrychle też szarzeć poczęło. Obóz, co był nadedniem nieco ucichnął, powoli rozbudzać się i poruszać zaczął.
Czyli król tej nocy co spał, nie wiem. Jak dzień, znowu były narady wojenne; przyciągnęli książęta i wodzowie; a że z tych kart, które były wcześniej królowi przysłane, niedobre miał wyobrażenie o sytuacji, przyszło cały szyk boju i plan batalji odmienić. Ponieważ zejście z Kalenbergu wśród winnic a jarów wcale nie było tak łatwe, jakeśmy sobie zrazu wyobrażali, i spadzistość daleko przykrzejsza, niż mówiono, i zawad różnych wiele, przeto król jegomość postanowił, że przez trzy dni mieliśmy iść do głównej armji tureckiej i dopiero trzeciego stoczyć bitwę stanowczą. Oznaczył też na karcie i na ziemi od oka te miejsca, do których każdego dnia dojść byliśmy powinni. Tak było ułożono po ludzku, ale Bóg to lepiej sam sprawił, jak się zaraz okaże.
Mieliśmy zrazu, wedle myśli króla jegomości dawniejszej, całemi regimentami razem przeć linję nieprzyjaciela; teraz zaś to odmieniono tak, że niewielkiemi partjami znosić trzeba było pojedyńczo ich kupy, zdobywać pozycje i wyruszać z posterunków, samym one zajmując.
Myśmy z wojskiem naszem prawie całem, wyjąwszy kawalera maltańskiego, Lubomirskiego, zajmowali prawe skrzydło, obejmując zdala, szeroko, półksiężycem plac, by się osłonić od tatar-